Jest takie miejsce na Mazurach, gdzie nie zobaczymy stojących rzędem jachtów w porcie, zatłoczonych tawern i tłumów turystów. W tym mazurskim zakątku odtworzono dokładnie świat dawnych mieszkańców tych ziem – pruskich Galindów. Warto tu zajrzeć choć na chwilę, choć można też zostać na nieco dłużej.
Galindia – Mazurski Eden jest to stylizowana staropruska osada założona przez Cezarego Kubackiego. Niezwykły park wypoczynkowy został ulokowany na cyplu wioski Iznoty, niedaleko turystycznych Mikołajek, na lewo od ujścia rzeki Krutyni do Bełdan.
W kompleksie Galindii znajdziemy: pensjonat z luksusowymi apartamentami, sale konferencyjne (bursztynowa, kominkowa, szamańska itp.), duży park, w którym organizowane są tematyczne eventy, jak: Napad Galindów, Poszukiwanie bursztynu, Pasowanie wojowników, Psie zaprzęgi, Przygoda staropruskimi wozami i łodziami, Integracja w grupach w stylu Galindów (strzelanie z łuku, pokonywanie przeszkód, rzut toporem, walki między plemionami itd.).
Hotel organizuje tematyczne biesiady plenerowe nad tajemniczym brzegiem jeziora oraz biesiady w pieczarach grodu. Wszystko otoczone jest staropruskim klimatem – strawa podawana jest w glinianych naczyniach, a wszyscy goście przebrani są w kostiumy sprzed wieków.
Dla odwiedzających proponowaną trasą zwiedzania jest: Święty Gaj, Polana Staropruskich Obrzędów, Labirynt Demonów, groty Perkuna w podziemiach, Pieczara Wiedźmy i Bursztynowa Komnata.
To właściwie nie jest port ani nawet przystań. To miejsce, gdzie możemy zacumować łódź, aby choć na chwilę przenieść się w czasie do świata dawno już zaginionego. Do czasów pogańskich Prusów, którzy wieki temu zamieszkiwali Mazury.
Na zalesionym półwyspie zlokalizowana jest rekonstrukcyjna osada historyczna: „Galindia - Mazurski Eden”, która jest pewnego rodzaju ośrodkiem turystycznym nad Jeziorem Bełdany niedaleko Mikołajek.
Na miejscu zastaniemy klimat prastarej epoki: rzeźby, dyby, klatki z drewna, trony, a obsługa jest ubrana w historyczne stroje. Turystów czekają tu niezwykłe atrakcje: kolacje w pieczarach, wyprawy łodziami, opowieści o historii Galindów.
Galindia jest też oazą ciszy - nie ma tu miejsca na łodzie motorowe i skutery wodne. Nawet pomost, przy którym cumują żaglówki został skrócony o połowę.
Przy porcie znajduje się camping oraz wypożyczalnia sprzętu wodnego. Ośrodek składa się z hotelu i restauracji, ale także z nietypowych budowli jak: pieczary, lochy demonów, uroczyska leśne, rytualny krąg kamienny, labirynt Galindów czy skanseny. Można tu obejrzeć dawne, pruskie obrzędy a nawet wziąć w nich udział, kupić pamiątki, zwiedzić osadę, kąpać się w jeziorze.
Warto wiedzieć, że okolice Iznoty już od V wieku p.n.e. do XIII wieku n.e. zamieszkiwały plemiona pruskich Galindów. Informacje o tych ludziach żyjących na obszarze Wielkich Jezior Mazurskich przekazał m.in. Tacyt i Ptolemeusz. Galindowie żyli w przyjaźni z naturą, tworząc model demokracji opartej o wspólny język oraz tradycje obyczajowe i religijne. Nie tworzyli żadnych struktur politycznych. O wszystkich ważniejszych sprawach decydowały wiece prowadzone przez Wajdelotę. Przez Galindię biegł szlak bursztynowy, którym przewożono na południe i zachód niezwykle cenny wówczas bursztyn.
Bardzo ludna Galindia wzięła nazwę od słowa galas, oznaczającego „kraj położony na końcu świata” – jako że za granicą Galindii nie mieszkało żadne pruskie plemię (kończył się więc pruski kraj). Kraina ta sąsiadowała z południowego zachodu z Ziemią Sasinów, od północy z Barcją i Nadrowią, ze wschodu z Jaćwieżą. W jej skład wchodziła Ziemia Bertingen (Ziemia Bertung) i Gunlauken.
Okres bytowania Galindów datuje się na około V w. p.n.e. - XIII w. n.e.
Według przekazów ustnych Galindowie zamieszkiwali głównie tereny podmokłe i bagniste, co miało pozwolić na uniknięcie najazdów ze strony innych plemion. Na takich terenach Galindowie budowali prawdopodobnie drewniane chaty stawiane na palach wbijanych w bagno. Z takich samych pali budowali też ścieżki, tzw. kulgrindy, które prowadziły przez najbardziej niebezpieczne odcinki bagien. Do osady Galindów prowadziło zazwyczaj kilkanaście takich ścieżek, z czego tylko kilka było ukończonych. Reszta ścieżek urywała się nagle w środku bagna, przez co oddziały innych plemion często nie mogły dotrzeć do osad Galindów.
Galindowie zajmowali się przeważnie łowiectwem i zbieractwem, ale utrzymywali również kontakty handlowe z imperium rzymskim, gdyż przez ich ziemie prowadziła jedna z odnóg „bursztynowego szlaku” na Półwysep Sambijski. Podczas polowania używali oni tzw. „niedźwiedziówki” (mieszanki zawierającej 35% wódki, miód i zioła) do odurzania i chwytania żywcem niedźwiedzi.
Galindowie czcili trójcę bóstw głównych: Potrimpusa (najwyższego boga nieba i ziemi), Perkunasa (boga wojny i burzy) oraz Patollusa (boga śmierci), składając im krwawe ofiary w mitycznym centrum kultowym Romowe, którego nie udało się historykom i archeologom zlokalizować.
Około VII w. Galindia wyludniła się, co przypisywane jest temu, że większość przyłączyła się do Gotów w ich wędrówce ku czarnomorskim stepom, a później podbijała wraz z nimi Hiszpanię (trafiono tam na ślad dialektów bałtyjskiego pochodzenia). Krzyżacy zastali opustoszały pas Puszczy Galindzkiej i nazwali go „Wildnis”, czyli pustkowie.
Serwis mazury24.eu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Jako hotel stylizowany hm O.K. :-) Ego właścicieli widoczne na każdym kroku (szczególnie "drzewo genealogiczne") :P:P
Zwiedzanie hotelu to bardzo dziwne doświadczenie, do tego bez strzałek i opisów, co i gdzie, więc wstyd trochę brać za to 10 zł. Nie ma oznaczeń, więc zwiedzający może nawet zawędrować na pokoje hotelowe :p
"Bursztynowa komnata" to jakaś grota jak z Jones'a lub dobrego haju...
Rzeźby ładne, ale przeważa golizna :P
Fajny jest drewniany dzik - napotkane dzieciaki miały radochę z rzucania w niego drewnianą dzidą...
Klatki też miały u nich wzięcie...