Obecnie zmagamy się w epidemią koronawirusa. Jeśli nie musimy nie powinniśmy wychodzić z domów. Na Mazurach zamknięto szkoły, uczelnie, wiele urzędów, placówek kulturalnych i sportowych. Duże imprezy masowe zostały odwołane. Warto wiedzieć, że przez Mazury ponad 300 lat temu przeszła o wiele straszniejsza epidemia. Dżuma spustoszyła cały region a w jej efekcie zmarło około 200 tys. osób, opustoszały mazurskie miasta i wsie.
Dżuma – nazwa tej choroby nawet dziś wywołuje strach. Nic w tym dziwnego – jej przebieg jest gwałtowny i w większości przypadków dla zakażonych kończy się śmiercią. Na początku XVIII wieku właśnie ta choroba zdziesiątkowała mieszkańców Mazur.
Symptomy choroby były przerażające i występowały aż cztery wariantu jej przebiegu. U chorego mogły pojawiać się dreszcze, silne bóle głowy i krzyża, a następnie wysoka gorączka oraz uczucie pragnienia. Śmierć następowała w ciągu kilku kolejnych godzin. W drugim wariancie na ciele zarażonej osoby pojawiały się wrzody, silna gorączka i majaczenia. W tym przypadku śmierć następowała równie szybko. Chorzy również zapadali w śpiączkę, a po przebudzeniu i chwilowych majaczeniach umierali. Choroba występowała także pod postacią napadów niekontrolowanego szału.
Epidemia dżumy przetoczyła się przez Mazury w latach 1709-1711. Przenoszona była przez gryzonie i stanowiła bezpośredni efekt III wojny północnej. Przemarsze wojsk szwedzkich, które w 1701 roku przekroczyły granice Rzeczpospolitej, stały się podstawowym źródłem choroby, którą po raz pierwszy odnotowano w lazarecie w Pińczowie.
Niestety, nikt nie miał świadomości, że choroba rozprzestrzenia się za pośrednictwem grasujących szczurów, pcheł, wszy i pluskiew. Latem 1708 roku dżuma dotarła do Prus Książęcych. Pierwszy odnotowany przypadek choroby wystąpił we wsi i majątku Białuty, w obecnym powiecie działdowskim. Miejscowość została praktycznie odcięta od świata - liczono, że poprzez odseparowanie mieszkańców uda się powstrzymać epidemię.
Podobna sytuacja miała miejsce w Olsztynku. We wrześniu 1708 roku dżuma została przywleczona przez syna miejscowego kapelusznika. Doprowadziło to do śmierci całej jego rodziny i zarażenia osób odwiedzających ich dom. Część przerażonych mieszkańców uciekła do pobliskich lasów. Olsztynek został otoczony przez wojsko, a mieszkańcy pozbawieni kontaktu ze światem zewnętrznym. Z pomocą przyszli również mieszkańcy Ostródy, Pasłęka i Morąga. Dostarczono żywność, a przede wszystkim lekarstwa. Pojawili się wreszcie lekarze, którzy niestety niewiele mogli zrobić. W tym samym roku objawy dżumy pojawiły się w Gryźlinach pod Olsztynem.
Sytuacja była na tyle poważna, że powołano w Królewcu Kolegium Zdrowia. Lekarze tam zebrani mieli jedno zadanie - znalezienie sposobu na powstrzymanie choroby. Pierwszą inicjatywą było stworzenie listy przepisów mających charakter profilaktyczny. W wydrukowanych ulotkach nakazywano dbałość o czystość - panujący brud, niewietrzone pomieszczenia, brak dbałości o elementarne kwestie sanitarne stanowił idealną pożywkę dla wszelkich chorób zakaźnych. Kolejną kwestią była dezynfekcja, którą należało przeprowadzić w domach, kościołach i wszelkich obiektach użyteczności publicznej, oraz zabezpieczenie wody pitnej. Proponowano również różne formy leczenia, z reguły mało skuteczne.
Symbolem ówczesnego medyka stał się charakterystyczny ubiór ochronny - którego zastosowanie po raz pierwszy odnotowano w XVI stuleciu - składający się z maski w kształcie dzioba, długiego czarnego płaszcza z kapturem oraz kapelusz z szerokim rondem. Specyficzny kształt maski pełnił określone zadanie - do dzioba wkładano olejki eteryczne, które tłumiły unoszący się zapach rozkładających się zwłok.
Pod koniec 1708 roku zdecydowano wprowadzić w życie najbardziej drastyczne środki. Edykt królewski nakazywał otaczać palisadami zadżumione wsie i miasta. Wszelkie próby ucieczki z zagrożonego obszaru miały być karane śmiercią.
Nic to jednak nie dało i choroba nadal zbierała swoje śmiertelne żniwa na terenie Mazur.
Tragicznym symbolem tego okresu były wyludnione wsie, wyniszczone i opuszczone w znacznym stopniu miasta i miasteczka. Dominowało uczucie bezradności i przerażenia. Chorzy nierzadko byli pozostawiani sami sobie. Zdarzało się, że w obawie przed śmiercią ludzie pozostawiali niepochowane zwłoki zmarłych.
Nieliczni, jak np. Jan Andrzej Helwing, lekarz z Węgorzewa, konsekwentnie trwali "na posterunku". Helwing podejmował próby leczenia chorych za pomocą ziół i dziegciu, sam chował zmarłych. W maju 1710 roku epidemia dostrzegalnie zmniejszyła się na obszarze Prus. Jednak to właśnie w tym roku osiągnęła swój kulminacyjny punkt latem i zimą. W wyniku choroby brakowało rąk do pracy, w efekcie czego głód stał się po dżumie drugim najgroźniejszym zabójcą.
Najwięcej ofiar epidemia dżumy pochłonęła w Nidzicy, Giżycku, Ostródzie, Rynie, Reszlu i Biskupcu. W Ełku zmarło 1300 osób, zaś w Węgorzewie 1111. W samym Braniewie zmarło 1050 osób, a na obszarze parafii braniewskiej zmarło 8 tys. osób. W Piszu odnotowano 1036 ofiar. W Olecku przy życiu pozostało zaledwie 92 mieszczan. Do nielicznych wyjątków należy zaliczyć m.in. Ornetę - miastu udało się uchronić przed dżumą w dużej mierze dzięki murom miejskim i skrupulatnemu przestrzeganiu środków profilaktycznych.
Choroba w całych Prusach Książęcych pochłonęła łącznie ok. 200 tys. ofiar. Na Mazurach opuszczonych było ponad 10 tys. gospodarstw chłopskich. Ostatecznie na terenie Warmii i Mazur epidemia wygasła na początku 1711 roku. Latem nie odnotowano już żadnego przypadku zachorowania.
Na podstawie: encyklopedia.warmia.mazury.pl
Serwis mazury24.eu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.