Czeska załoga w okolicach wyspy Czarci Ostrów na jeziorze Śniardwy wpłynęła na kamienie. To tak bardzo uszkodziło housebota, że ten niestety zatonął. Załogantów podjęli z wody ratownicy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Na miejscu byli też ratownicy z Mazurskiej Służby Ratowniczej. Miasto Mikołajki zapewniło rozbitkom nocleg.
Czesi, dorośli i dzieci, pływali houseboatem po jeziorze Śniardwy. W okolicach wyspy Czarci Ostrów wpłynęli na płyciznę z kamieniami i tak bardzo uszkodzili łódź, że ta zatonęła. Rozbitków uratowali ratownicy wodni.
- Ponieważ Czesi, poza czeskim, nie znali żadnego języka, był problem, by się z nimi porozumieć. Nasz dyżurny używał translatora, by zlokalizować tę załogę – powiedział prezes Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Jarosław Sroka.
Miejsce, w które wpłynęli Czesi jest oznaczone czarno-żółtymi tyczkami, tzw. znakami kardynalnymi. Przed 20 laty ratownicy MOPR ze swojej inicjatywy i dzięki wsparciu sponsorów kupili takie tyczki i w porozumieniu z Wodami Polskimi oznakowali na Szlaku Wielkich Jezior niebezpieczne miejsca. Mimo to nie wszyscy żeglarze wiedzą, co oznaczają te tyczki.
- Dziś każdy nosi przy sobie telefon. Jest bardzo wiele aplikacji, które pokazują, gdzie są niebezpieczne miejsca. Każdy, kto jeździ po drodze, musi znać znaki, tak samo każdy, kto decyduje się na pływanie, musi znać znaki – to rzecz bezdyskusyjna. Houseboaty i niektóre łodzie mają na pokładzie elektroniczne mapy, które pokazują im, gdzie są i jak jest głęboko. Naprawdę przy obecnym stanie techniki trzeba się starać, by wpłynąć na kamienie czy mieliznę. Na wodzie trzeba używać rozumu, techniki, obserwować otoczenie – nie ma innej opcji – mówi prezes MOPR.
Sroka przyznał, że niestety rośnie liczba korzystających z wody, którzy nie mają najmniejszego nawet pojęcia, gdzie są.
Gmina Mikołajki ulokowała rozbitków na noc w starej szkole w Tałtach, gdzie są pokoje noclegowe dla potrzebujących turystów. Są one używane 2-3 razy w roku.
Jak powiedział burmistrz Mikołajek Piotr Jakubowski, to pierwsza w tym roku taka sytuacja, byśmy musieli rozbitkom zapewniać nocleg. Dodał, że taka pomoc była konieczna, bo czeska załoga straciła wszystko, co miała: ubrania, pieniądze, dokumenty.
- Na dokładkę nie można się było skontaktować z armatorem łodzi, który w takich sytuacjach też powinien pomóc załodze. Musieliśmy tych ludzi otoczyć opieką – powiedział Radiu Olsztyn Jakubowski.
Serwis mazury24.eu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Od dziecka mówią do siebie AHOJ
Powinni jeszcze zapłacić za akcję ratunkową - wypadek zdarzył się z braku umiejętności sternika , a ten co wynajął powinien też ostro dostać po dupie.
Szczęście w nieszczęściu,
Dalej wydawać skorupy ludziom bez uprawnień!!!
Niech żyje KASA. €$£¥. !!!!!!