Właściciele jachtów żaglowych, motorowych, houseboatów, na nawet małych łodzi i pontonów zaliczają minione wakacje do najbardziej udanych od lat. Tłumy na jeziorach były tak wielkie, że na wodzie powstawały korki, ruchem kierowała policja i ratownicy MOPR.
Na mazurskich jeziorach w lipcu i sierpniu odpoczywało rekordowo wiele osób.
"Takich tłumów na wodzie nie było od lat" - przyznawali w rozmowach z PAP ratownicy MOPR. Rekordowy pod względem tłoku na wodzie był pierwszy weekend sierpnia, kiedy na wodzie powstawały korki i zatory, a kanał w Wilkasach zakorkował się tak, że nie dało się przez niego przepłynąć.
"Nasz ratownik musiał sterować ruchem, bo nie dało się przepłynąć w żadną stronę, poprosiliśmy policję o sterowanie ruchem" - powiedział PAP ratownik MOPR Karol Dylewski. Przyznał, że takiej sytuacji w historii MOPR dotąd nie odnotowano. Dodał, że w tym samym czasie na jeziorze Kisajno było tak wiele żaglówek, że z łódek nie było widać ani jeziora, ani lasów tylko biel żagli wkoło. "Takich widoków, takiego zagęszczenia nie było od bardzo, bardzo dawna" - przyznał Dylewski.
Popyt "na wszystko, co pływa" był tak duży, że każda oferta znajdowała natychmiast nabywcę. "Jeden ze znajomych biznesmenów wypożyczał na godziny małe łodzie silnikowe, w zasadzie można powiedzieć, że były to takie większe pontony. Osobiście bym się bał na tym pływać, ale że nie było co wypożyczyć, to ludzie brali i te małe łódki, znajomy zarobił na nich tyle, że utrzymał firmę, której groził z powodu pandemii upadek. Naprawdę w tym sezonie po jeziorach pływało wszystko" - powiedział PAP Zbigniew Jatkowski, właściciel portalu internetowego pośredniczącego m.in. w czarterach.
Na rynku czarterów na Mazurach pojawiły się w tym roku zarówno luksusowe łodzie ściągnięte na jeziora specjalnie z Chorwacji, jak i łodzie, które od kilku lat stały nieużywane. Za czarter trzeba było zapłacić ok. 20-30 proc. więcej, niż przed rokiem. "Jak ludzie zobaczyli, jaki jest popyt, to na szybko remontowali i szykowali na wodę wszystko, co mieli" - przyznał Jatkowski, który w tym roku nie miał w planach wodowania swojej łodzi. Jednak gdy przyjechali do niego goście i nie dał rady wypożyczyć im łodzi, zwodował swoją. "Naprawdę znam chyba wszystkich czarterujących łodzie, a nie dałem rady znaleźć jednego jachtu" - przyznał.
Ogromne zainteresowanie łodziami motorowymi, a zwłaszcza skuterami, spowodowało powstanie "błyskawicznych" szkoleń motorowodnych. W Mikołajkach na promenadzie stały tablice z ogłoszeniami o możliwości zrobienia za 700 zł kursu sternika motorowodnego w jeden dzień. Dotąd takie kursy trwały dwa tygodnie, niektóre firmy robiły takie szkolenia w trybie weekendowym. "Jeden z moich klientów zdecydował się na taki kurs. Dostał najpierw materiały teoretyczne, które musiał opanować, a następnie jednego dnia miał kurs pływania i egzamin. Zdał go" - powiedział PAP Jatkowski. Dodał, że choć na wydrukowanie patentu trzeba czekać, to po egzaminie firma organizująca błyskawiczny kurs dawała zaświadczenie potwierdzające uzyskanie uprawnień, dzięki czemu taka osoba mogła bez przeszkód wypożyczać np. szybkie skutery wodne.
Wiele firm czarterowych ma zarezerwowane jednostki do połowy września. Sezon żeglarski na Mazurach skończy się na początku października.
źródło: PAP
Serwis mazury24.eu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.