Silny wiatr dochodzący do 7 stopni w skali Beauforta spowodował w czwartek wiele wypadków na mazurskich akwenach. Nie wszyscy żeglarze posłuchali ostrzeżeń i wrócili do portów. Cześć z nich nie poradziła sobie z trudnymi warunkami pogodowymi. Doszło też do tragedii pod mostem sztynorckim.
Dyżurny Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (MOPR) Karol Dylewski powiedział PAP, że w czwartek po południu na mazurskich jeziorach, zwłaszcza w okolicach Sztynortu, doszło do kilku niebezpiecznych sytuacji i jednej tragicznej. Związane to było z silnym wiatrem, którego siła dochodziła do 7 stopni w skali Beauforta.
Mimo że na godzinę przed załamaniem pogody migały maszty ostrzegania pogodowego i wydano ostrzeżenie meteorologiczne, nie wszyscy żeglarze schronili się w portach.
- Jednemu z żeglarzy pod mostem sztynorckim silny podmuch wiatru zwiał czapkę do wody, a on za nią wskoczył. Nie miał siły, by dopłynąć do jachtu, załoga podjęła go z wody bez oznak życia i rozpoczęła masaż serca. Wezwano nas na pomoc, nasi ratownicy rozpoczęli masaż z użyciem defibrylatora, potem dowieźliśmy do tej łodzi ratowników z karetki kołowej. Udało się przywrócić panu akcję serca — powiedział Dylewski.
Mężczyznę przewieziono do szpitala w Giżycku. Według nieoficjalnych informacji tam zmarł.
Inny załogant tego jachtu, prawdopodobnie na skutek stresu, źle się poczuł i zasłabł. Inna karetka także i jego odwiozła do szpitala.
- Silny podmuch wiatru uderzył bomem w głowę kobietę na łodzi, przez co na chwilę straciła przytomność. Upadając, uderzyła głową o burtę. Została ona zaopatrzona, jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo - powiedział Dylewski.
Na Śniardwach z warunkami pogodowymi nie radziła sobie załoga łodzi, której fala zalała silnik i przez to stracili sterowność. Kuter MOPR holował ją do brzegu. W trakcie holowania zerwała się jednak lina i łódź zaczęła dryfować.
- Na szczęście dryfowali w stronę portu, gdy nasza załoga była już blisko pomógł im inny jacht, bezpiecznie dotarli do portu - podał Dylewski.
Inna załoga zaplątała się w boję kardynalną — ratownik MOPR przez telefon instruował załogantów, co mają robić i udało im się uwolnić. Kolejni niedoświadczeni żeglarze na jeziorze Mamry nie umieli poradzić sobie z trudnymi warunkami.
- Nie mieli pojęcia co robić, jak zrzucić żagiel, nie wiedzieli nawet, na jakiej łodzi pływają. Ponieważ nasza załoga w tej okolicy prowadziła akcję reanimacyjną, przez telefon udzielaliśmy im instrukcji, co mają robić. Na szczęście wykonywali polecenia i udało im się schronić. Na tej łodzi było siedem osób - dodał Dylewski.
Ratownicy MOPR apelują do żeglarzy, by kategorycznie stosowali się do ostrzeżeń pogodowych, obserwowali warunki atmosferyczne i krytycznie oceniali swoje umiejętności żeglowania.
- Wszyscy mieli czas, by się schronić, a nie wszyscy to zrobili - podkreślił Dylewski.
Serwis mazury24.eu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
A na ulicach spotykam idiotów i chamów - i z moich roczników i tych współczesnych.
Na wodę nie mam żadnego patentu. Za to jest kilka bardzo fajnych książek i mnóstwo materiału w internecie. Tylko chcieć się z tym zapoznać.... Odświeżam wiedzę co roku przed sezonem i jakoś nie robię kardynalnych (jak te znaki na wodzie :) błędów. Za to - kiedy pytam doświadczonych żeglarzy "patentowanych", rzadko udaje mi się uzyskać pełną, prawidłową odpowiedź na frapujący mnie problem...
Konkluzja: chyba jednak nie liczy się papier, stopień trudności kursu itp. tylko rozum, chęć zdobycia wiedzy i poczucie wstydu przy braku podstawowej wiedzy....
Do czego to doszlo ! Nic dziwnego , ze taka duza ilosc wszelkich skorup ….
Niedlugo bedzie trzeba zmienic Region i na innych bajorach plywac.
Pozdrawiam
Czartery bez patentu !
No i skutki do przewidzenia, niestety….